sobota, 4 lipca 2009

Chińska doba ma więcej niż 24 godziny :)

Nie skłamię mówiąc, że nocne życie tutaj jest tak samo intensywne jak to w dzień, a nawet i bardziej! Upały zmuszają ludzi do zmiany trybu i przestawienia się na nocną wegetację. I tak normą jest, że sklepy - nawet te z ciuchami - są otwarte do baaaardzo późnego wieczora, salony fryzjerskie, Tesco, restauracje - to samo. To miasto nigdy nie śpi! Szczególnie nocą i szczególnie w weekendy! Uwielbiam jak się tutaj ludzie bawią. Wygląda to trochę, a nawet znacznie inaczej, niż w Polsce. Impreza startuje około 2 w nocy! Startujemy najczęściej w m2 albo park97. Fajnie to wygląda, bo ogólnie to pełno Chińczyków w każdym kącie i w centrum oczywiście śmietanka modeli, których na co dzień spotykam na castingach:D Free wejście i open bar to norma. Gdy już się wszyscy rozhulają, następuje zmiana klubu. Wszyscy modele taksówkami transportują się do Mao club. Śmieszna sprawa, bo zazwyczaj wciskamy się po 6-7 osób w jedną taxi. Oczywiście wszystko szybko, żeby kierowca się nie połapał w rachunkach ilu tak naprawdę ma pasażerów. Ostatnio wylądowałam na podłodze między stopami modela z Brazylii i modela z Francji. No czułam się jak piesek:P Około 3-5 nad ranem to czas największego oblężenia, parkiet pęka pod naporem ludzi, dobrze jak da się poruszać biodrami, ale najczęściej kończy się na wymachiwaniu ręką. Następnie o 6 nad ranem przenosimy się do Dragona, gdzie impreza już jest w najlepszym momencie. Na ulicy spotykamy mnóstwo handlarzy: począwszy od tytoniu, a skończywszy na szaszłykach z ośmiornicy. Do tego pięknego obrazka dochodzi morze żebraków, którzy posługują się dziećmi, żeby zdobyć pieniądze - często bardzo malutkimi! Ciężko się opędzić od tej nocnej szarańczy, zwłaszcza gdy kluby są na tej samej ulicy i idziesz na piechotę. Ostatnio na szczęście zmoczył wszystkich deszcz, oczywiście ciepły. Do dragona weszłyśmy całe mokre! Ale cała woda wyparowała w ciągu sekundy! Do domu wróciłyśmy około 10 nad ranem; jakie szczęście że po sobocie jest niedziela:)

Alianie, Carla i Ja w Park 97

Alianie, Jas, Jessica szaleją :D

Ja i moja polska Gosia w Mao :)
Chwila przerwy na ulicy (Jessica, ja Kika, Angelo i na dole Alianie)
Droga z Mao do Dragona w pełnym deszczu

Ale nie samą imprezą człowiek żyje. Normalny dzień to castingi i ciężka szkoła życia, które tutaj ciągle mnie zaskakuje. Ostatnio zostałam "eksmitowana" z mojego pierwszego mieszkania do zupełnie nowiutkiego apartamentu. Zmiana można powiedzieć mała i duża, bo wylądowałam tylko 13 pięter niżej. Teraz mam mega problemy z komarami, wylatują z każdego krzaka, fruną sobie przez taras i wieczorami podgryzają moje nogi!!! Oprócz tego warunki mieszkaniowe są jak dla mnie świetne, no czuję się jak w super ekskluzywnym hotelu! W życiu nie miałam grafitowej łazienki z kamienia :)
living room
moja nowa sypialnia
ulubione miejsce każdej modelki- kamienna łazienka :)
druga łazienka- koedukacyjna bez drzwi :)
miejsce moich kuchennych eksperymentów

Do tego mam zupełnie nowych lokatów. Kikę z Montenegro i Milana z Serbii. To dla mnie coś nowego, bo do tej pory współżyłam z Brazylijczykami. Teraz dla odmiany słyszę serbski czy coś takiego, który całkiem dobrze rozumiem! Niektóre słowa są wręcz identyczne jak nasze polskie, a do rosyjskiego to już całkiem podobne w 80 procentach. Milan to nasze ciasteczko, ma takie boskie ciało że z wrażenia zaniemówiłam, no może z powodzeniem służyć za atlas na lekcji anatomii. Kika to wspaniała dziewczyna i bardzo profesjonalna modelka. Wczoraj nocą uczyła mnie jej catchwalk, no sąsiedzi spokoju nie mieli, bo moje tupanie szpilek o podłogę przypominało odgłosy stada koni! Ale jak człowiek chce być profesjonalny, to trzeba ćwiczyć i uczyć się od najlepszych czyli mojej Kiki :) W ramach mojej pracy na ciałem postanowiłam biegać. Ale już widzę, że z tym będzie mega problem. Obecnie w Szanghaju panują nieludzkie upały! Po pięciu minutach joggingu byłam cała mokra, jak po wielkiej ulewie. A pora była późna, bo około 8 wieczorem. Nie mam pojęcia jaka jest dokładnie temperatura, ale mogę zaryzykować, że w południe do 40 stopni dochodzi. W taką pogodę gotuje się wszytko - ja i mój makeup, który spływa jak woda! Ale mamy obowiązek chodzić w full tapecie na każdy casting, taki rynek. Jak dla mnie, to wszystko jest do góry nogami :) Ale taki urok Chin. Najgorsze jest to, że praktycznie cały dzień spędzam w samochodzie, bo na castingi trzeba jakoś dojechać. Jest wesoło, bo samochód jest max 8 osobowy, a my jeździmy tak w 10 osób i jeszcze czasem booker dochodzi! No ale jak już wiele razy podkreślałam, w Chinach przepisy drogowe nie obowiązują, albo są w bardzo ograniczonej formie, no pasa samochodowego nigdy na sobie nie miałam :P

nasze agencyjne autko i Marcus
zoom na Marcusa, wygląda jak Robert Pattison :D
Ja i Kika Pozowanie mamy już we krwi :)

Jeszcze śmieszniej jest na castingach. Często odbywają się w przedziwnych miejscach i zakamarkach. A to na ulicy, a to na holu a to w centrum handlowym. Musimy czekać około godziny lub dwie na swoją kolej, więc się człowiek nudzi. Po przesłuchaniu już wszystkich dostępnych mp3, obejrzeniu wszystkich obrazków na ścianach i policzeniu ile płytek jest na podłodze czasem człowiek wpada na różne pomysły, jak tu sobie czas uprzyjemnić. Często się wygłupiamy. Ostatnio znaleźliśmy fantastyczny rower! Stał sobie nieśmiało w holu, taki biedny, niczyj więc... pożyczyliśmy na troszkę i w drogę :D Przecież model musi być w kondycji 24 godz na dobę:D

W dobrym humorze od wczesnego ranka! (Angelo, ja, Kika, Marcus, Milan)
Marcus i Milan ujeżdżają chińskie pedały:P
Wygłupy z Karlą w trakcie fotoshootingu
Kika właśnie znalazła chińskiego kochanka....
A ja kocham jej torebkę :D

Teraz moje życie w Szanghaju jest teraz dla mnie czymś naturalnym i oczywistym. Mam już swoje ulubione ulice, sklepy i warzywniaki w których codziennie kupuję świeże warzywa i owoce. Mam swój rytm dnia, bardzo często zakłócany przez nieoczekiwane wezwania na castingi :) Ogólnie powiedziawszy, zadomowiłam się tu i czuję się dobrze. Wiadomo że to nie Polska, ale z czasem człowiek przestaje odczuwać różnice i wszystko staje się już normalne. Ale to nie znaczy że teraz każdy dzień jest szary nudny i bezbarwny. O nie! Szanghaj to miasto które żyje 24 godziny na dobę i ciągle mnie zaskakuje!
Szanghaj nocą

1 komentarz:

Unknown pisze...

Nie bardzo rozumiem kogo nazywasz tą nocną szaranczą....