wtorek, 2 czerwca 2009

Chińska majówka

Niestety, mam nadal wielki problem z dodawaniem notek. Raz że brak czasu a dwa ta chińska komuna i co za tym idzie cenzura... no ja nie wiem jak mieszkańcy się na to godzą. Mi bez samego Youtube ciężko wytrzymać te 3 tygodnie i pomyśleć że Chińczycy tak całe życie !


Już tydzień dzielę mieszkanie z modelami z Brazylii. Tak, teraz wszyscy są z tego pięknego kraju i co za tym idzie, codziennie słyszę tylko Portugalski z którego praktycznie nic nie rozumiem! No może jakieś zwroty z telenoweli ale to wszytko. Na szczęście Marcus i Carla cokolwiek angielski łapią, ale pozostałe Jessica i Alianie nic a nic. Więc codziennie mamy bardzo śmieszne sytuacje, jest gwarno i wesoło, a wszystkiemu towarzyszą brazylijsko-angielskie konwersacje czasem tłumaczone na polski i rosyjski (Yasmine mnie męczy żebym ją nauczyła tych języków) A jak nasz Alvin wpadnie to dochodzi chiński monolog, tak monolog bo my po chińsku tylko dziękuję i do widzenia. Wczoraj wkuwałam liczebniki ale hmm nic z tego mi w głowie dziś nie zostało, będę musiała nadal pokazywać na migi, co mi idzie nawet nieźle. Targowanie się w sklepie opanowałam do perfekcji :DD


Nasza drużyna ( brakuje Jessicy)

Ja i moje Brazylijki w towarzystwie bookera Daniela

Nasz rodzynek Marcus

Teraz żeby było jeszcze zabawniej przypadła mi rola matki tego brazylijskiego stadka. Oczywiście pełnię ta funkcję z Yasminne, która przejęła rolę tłumacza. Jak na porządną matkę przystało postanowiłam pokazać im troszkę miasta, a przynajmniej to co sama już zdążyłam widzieć. Za cel wybrałam sławny już deptak na który zabrała mnie Iza- Nanjing Road. Okazja do spaceru trafiła się szybko: długi weekend czyli chińska majówka. Oczywiście kto miał wolne ten miał. Ja dwa dni poświęciłam na sesję zdjęciową, jeden dzień odsypiałam więc na zwiedzanie został się też tylko jeden. Za środek transportu posłużyło nam metro, no poruszanie się nim mam w jednym paluszku :D


Głupawka w metrze (Carla, Yas i ja)

Wybór tego terminu na zwiedzanie okazał się jedną wielką porażką. W życiu nie widziałam tylu ludzi na raz! Wszędzie pełno Chińczyków, miejscami przeplatających się z kimś zagranicznym. No morze ludzi. Do tego trafiliśmy na mega upały, po 5 minutach czułam się jak po przerzucaniu tony węgla. W jakiś magiczny sposób przebrnęliśmy przez deptak. I dotarliśmy do mostu z którego już tylko można było podziwiać Pudong i sławną Perłę Orientu. Oczywiście nie był się bez chińskich paparazzi. Nazywamy tak z Yas chińczyków którzy robią nam z ukrycia zdjęcia. Nawet przechadzająca się tamtędy panna młoda nie dała nam spokoju, koniecznie chciała zdjęcie. Ale sukienkę miała okropną!

Morze Chińczyków

Chyba się znów zgubiliśmy (Marcus, Yas i Alianie)

Perła Orientu za dnia
Now we are Chinese, heheh


W drodze powrotnej dziewczyny zarządziły zakupy, a Marcus musiał się biedny dostosować. Za cel obrałyśmy centrum z pamiątkami. Czego tam nie było! Chyba wszystkie chińskie atrybuty: wachlarze, figurki, podrabiane ciuchy, obrazki i oczywiście pałeczki :D Mogę się pochwalić że już opanowałam sztukę posługiwania się tym sprzętem do perfekcji, umiem tym nawet skonsumować sałatkę :D



W sklepie z pamiątkami
Pora lunchu czas na pałeczki (Carla, Yas, Ja, Marcus)


Przyznam że strasznie się umęczyłam tą wyprawą, no nogi mi wchodziły w przysłowiowe 4 litery! Ale uważam że warto.

Nie minęło kilka dni a miałam znów okazję na zwiedzanie, ale tym razem w porze nocnej. A to za sprawą Eduarda, modela którego poznałam na castingu. Chłopak jak na Hiszpana przystało zabrał mnie na bardzo romantyczną randkę :) Która w praktyce zamieniła się w 5!! godzinny spacer po Shanghaiu. Nie mam pojęcia ile kilometrów przeszłam, za bardzo byłam pochłonięta konwersacją. No buzia mi się nie zamykała. Wychodzi na to że jak człowiek towarzyski to sobie poradzi z rozmową w każdym języku. Eduardo pokazał mi bardzo urokliwą art street, jej chińska nazwa to Taikang Lu. Byłam miło zaskoczona: było tam więcej obcokrajowców niż w innych miejscach miasta. Dookoła malusieńkie sklepiczki, kawiarenki, noo jednym słowem pełen romantyzm. Później przeszliśmy na piechotę aż do Nanjing Road do którego normalnie jadę metrem. W nocy wygląda to jeszcze atrakcyjniej. Morze bilbordów, neonów, świateł i Chińczyków oczywiście. Shanghai nigdy nie śpi, w porach nocnych jest głośno tłoczno i o dziwo bezpiecznie. Sklepy są nadal pootwierane i generalnie różnica taka że nie świeci słońce. Na koniec poszliśmy obejrzeć Pudgon nocą i oczywiście na mrożoną kawę do Costa Coffee. Na koniec miałam mała przygodę z taxówkarzem. Bardzo miły dziadek, ale zero orientacji w mieście, coś mi mówił całą drogę ale "tipudon" czyli nie rozumiałam nic a nic. Mój kierowca oczywiście wysadził mnie w złym miejscu i musiałam wracać z buta. Zakończyło się to uszkodzeniem moich sandałków i zwichniętą kostką (krzywy chodnik, a ja w skowronkach), która już na szczęście dziś działa jak należy :)


hostessy przed restauracją na Taikang Lu

neony nawet na drzewach

Nanjing Road nocą


a tu Eduardo nocą

7 komentarzy:

Anonimowy pisze...

przystojny ten Eduardo ;)

Baśka pisze...

ajajaj, zazdrość, czysta zazdrość (czyli Polka w akcji)
xD xD xD
hehe, a tak poważniej, to jestem pod ogromnym wrażeniem tego, co robisz. tzn, że masz pasję i ją wcielasz w życie :)

Pola Zas pisze...

ale CIACHO!
też takie chcę ;>>>>>

:DDDDDDDD

Francais pisze...

Już to mówiłam ale powtórzę raz jeszcze: zazdroszczę odwagi (moja ogranicza się do granic Polski ;-)

Justine pisze...

zazdroszczę orientacji w takim dużym terenie, jakim jest Szanghaj :0. pozdrawiam!

Kasia pisze...

trafiłam tu z Twojej szafy i jestem tak zainteresowana Twoja wielką przygodą w Chinach, że czytałabym i czytała... pisz więcej :))

Olimpia pisze...

podpisuję się pod słowami Baśki ^ robisz wrażenie! A do tego masz torbę taką jak ja, więc już w ogóle masz ode mnie plusa :D Pozdrawiam :*