sobota, 23 maja 2009

Castingowo

Przepraszam, nie wiem co się dzieje z internetem w Chinach ale mój blog został zablokowany! Nie mogę dodawać nowych notek ani czytać innych blogów. No porażka!


Minęły już dwa tygodnie od mojego przyjazdu do Shanghaju. Zdążyłam troszeczkę zapoznać się z miastem. Wraz z Izą, modelką z Polski zwiedziłyśmy sławny deptak Nanjing. Chciałyśmy zobaczyć panoramę z Perłą Orientu ale niestety dookoła są jakieś wykopy! Do tego była mgła... więc widoki bardzo ograniczone. Ale najgorsi w tym wszystkim byli Chińczycy. No ja zwierzęta bez kultury ciągle nam cykali fotki. Niby że czegoś jeden z drugim szuka w aparacie, albo szybka fotka zza łokcia. No wstydziliby się. Nie ładniej podejść i zapytać o pozwolenie? No jeden pan tak zrobił, my głupie się zgodziłyśmy i nagle obskoczyła nas cała chmara Chińczyków jakbyśmy były z zoo!

Panorama


Kolejna atrakcja dla takich turystek jak my do Chipalu. Dojechałyśmy tam metrem a potem śmiesznym wózkiem zaprzężonym w rower z chińczykiem. No dziadek ledwo zipał ale nas dowózł. Na miejscu było może ludzi! No w życiu nie widziałam tyle na raz. Jednak to prawda że tu jest przeludnienie. Chipalu to swego rodzaju wielkie centrum handlowe. Coś takiego jak hala na której rozkładają się poszczególni sprzedawcy. Można tam kupić dosłownie wszystko made in china: ubrania, kosmetyki, torebki, buty( ja nie mogę bo moje 39 to ich 41!) Najlepsze w tym wszystkim jest targowanie się z sprzedawcą. On mówi: 200rnb, ja: 40, on 150 ja: nie nie 40, on: 100 a ja się śmieję i pokazuję że nie 40! Cała negocjacja odbywa się się przy użyciu kalkulatora. Każdy wystukuje swoją ofertę. No dobra facet zgodził się na 45 to ja wpisuje 30. On oczy: keee? I macha głową że nie ma mowy. to ja ok, odchodzę od stoiska. I teraz standard: facet biegnie za mną i pacha ręką: okejla okejla. Kupione za 30 :D


Chińskie morze przed Chipalu :)

panny w bryczce


Moja codzienność mija mi jednak na zwiedzaniu castingów. Nigdy nie przypuszczałam że mogą być w takich dziwnych miejscach. Casting w jakiejś mega zapuszczonej dzielnicy to standard. Mądry Chińczyk tnie po kosztach i wynajmuje tanie powierzchnie biurowe przy nieuczęszczanych slumsowych uliczkach. Oczywiście modelka w szpilkach krocząca taką uliczką za swoim bookerem to mega atrakcja turystyczna dla mieszkańców bo taxi tam już nie dojedzie. Taxówki to też śmieszna sprawa. Ile to się człowiek musi nagimnastykować językiem żeby kierowca zrozumiał gdzie ma cię zawieść. Najlepiej poprosić żeby ktoś znający chiński zadzwonił, dać telefon kierowcy i ta osoba dobrze wymówi nazwę ulicy, pomylisz litery i możesz wylądować w drugiej stronie miasta! Tutaj nie podaje się pełnego adresu zamieszkania tylko nazwę dwóch ulic z najbliższego skrzyżowania. Oczywiście ja nie mam jeszcze zielonego pojęcia o chińskim i taxówkarze nieźle mnie oszukują, ot głupia turystka z Polski;)

coffee i w drogę!


Czasem zdaża się casting w kulturalniejszych warunkach. Miło wspominam ten w budynku na Shanghai Peoples Square. To jedna z najsławniejszych ulic miasta, coś takiego jak Chmielna w Wawie. Tylko że oni tutaj maja z 7 albo i więcej takich Chmielnych. Oczywiście ekskluzywne sklepy i salony. Moja bookerka w pewnym momencie zobaczyła jakąś ich sławę kroczącą chodnikiem. No dla mnie nikt nadzwyczajny ale ona cała w skowronkach.

Chinese People Square

głupawka w przerwie między castingami ;)


Jak wygląda taki casting? No są pewne różnice niż w Europie. Po pierwsze makeup dozwolony a nawet wskazany! (Ja przypłaciłam to zdrowiem mojej nieskazitelnej niegdyś cery... teraz mam nie dość że pryszcze to jeszcze miejscami wysuszona miejsca oleista. Wszystko przez tą ich kanalizację. Nie pić, nie wąchać i nie dotykać tej wody!) Dziewczęta są wystrojone na laleczki, oni takie coś lubią. Obowiązków sukieneczki i szpileczki. Co mnie bardzo zdziwiło to to że tu nie ma konkurencji między agencjami, one sobie wręcz pomagają, no szok!! Jeden booker z jakiejś agencji jest odpowiedzialny za to żeby dziewczyny doprowadzić do miejsca castingu, dostajemy numerki i czekamy. Najczęściej castingi są do katalogów i pokazów mody. W pierwszym przypadku zazwyczaj pada magiczne słowo: przyjmij pozę. Polega to na wykonaniu od 3 do 5 akrobacji z ciałem, pod tytułem: patrz jaka jestem słodka. Trzeba się uśmiechać i generalnie emanować kobiecością, oni to kochają! Przy pokazach klient sprawdza catchwalk i rzadko ogląda booka. Właśnie book z kompozytkami to świętość! Jeśli ktoś ma lichego to raczej słabo o szybkie zlecenia.

casting polega na czekaniu

czekaniu

i czekaniu...


Ja muszę swój podrasować na chiński market. Trzy dni temu miałam zdjęcia z bardzo zdolnym fotografem, w sumie 4 stylizacje. Oczywiście angielskiego Pan nie umiał, ale dogłębnie pokazywał o co mu chodzi. komunikacja na migi to standard tutaj! Tak samo wizażystka, asystentka, no nikt nie umie tego języka. Wizyta u fryzjera? Bez chińskiego to mega odwaga. Mnie Alvin zabrał do jakiejś sławy. Pan pokazał mi swoje nagrody, jego asystentka ugościła kawą i zaczęli swoje dzieło. Generalnie jestem zadowolona z rezultatów, ale wiem że bez znajomości chińskiego było by bardzo możliwe wrócić bez włosów;) Jakie to szczęście że mój szef jest Chińczykiem. Szkoda tylko że nikt mnie uprzedził z czym było ciastko do kawy. No nie do pomyślenia: krakers z nadzieniem ze świny!!! Wiadomo jaka była moja reakcja na to co właśnie zjadłam, teraz pilnie obserwuję co mam na talerzu!


magiczne słowo " przyjmij pozę"

chwila odpoczynku przed kolejnym starciem z aparatem :)

jak oni kochają styl na barbi!

ps. odkryłam dlaczego w mojej łazience wiecznie przesiaduje hydraulik. Bo w Azji nie wrzuca się papieru toaletowego do klozetu. Tym sposóbem moja toaleta jest wiecznie nieczynna, a Yasminne rodowita Brazylijka w drugiej talecie wrzuca swój papier toaletowy do kosza obok klozetu. U niej w kraju też tak się robi, no obrzydlistwo idę otworzyć znów okna ;)

4 komentarze:

SZaFalka pisze...

hej wiem, że jestes zajęta castingami i poznawaniem okilocy:-) ale piszesz tak ciekawie,że proszę o jeszcze, rozjaśnia mi to smutne dni sesji egzaminacyjnej.

Justine pisze...

pozdrowienia z Białegostoku ... zaraz zaraz, to już przecież było w pewnym e-mailu ;-). super tak przeczytać, co się dzieję na drugiej stronie świata. spełniaj się i korzystaj z życia, czekam na dalszą relację. i jakby było smutno, to zawsze można włączyć kamerkę online z widokiem na Polskę ;). Justyna z Białegostoku.

6roove pisze...

pozdrowienia ze wschodniej Pl
czekam na nastepne notki, bardzo lubie je czytac i ogladac :)

Mucha pisze...

ja chce jeeszcze! bardzo miłosię czyta :)
podziwiam za odwagę i orientację w terenie. ja dawno bym pobłądziła ;P